Jestem rocznik 1982, choć wychowany jestem po chrześcijańsku nigdy nie byłem nadzwyczajnym wielbicielem Polaka Papieża, ale nie o tym chciałem się wypowiedzieć, a o filmie. Po raz pierwszy widziałem go na akademiku w oryginale! I płakałem! Zarówno Elves jako młody Wojtyła, tak Voight jako papież to było coś pięknego! Do tego świetna ścieżka dźwiękowa, którą teraz po latach słyszę, wzrusza mnie sama myśl o tym.. A potem przyszli moi Rodacy, film przerobili, obrobili i zrobili dubbing, który choć ogromnym fanem jestem Kolbergera i reszty wielkich aktorów, którzy tam byli już nie jestem w stanie na ten film patrzeć w ten sam sposób. Oczywiście, były w oryginalnej wersji drażniące rzeczy, typu atak na WTC, kwestia nadużyć seksualnych i jakichkolwiek reakcji, najbardziej drażniący już wtedy Dziwisz dobry, skromny prałat, haha.. Ratzinger, no cóż..
W porównaniu do wersji z Adamczykiem...
Dwie hagiografie, niemniej z wielu powodów wybieram amerykańską...