poruszający problem eutanazji u osób nieuleczalnie chorych na nowotwory.
Wcale nie jest przygnębiający. Mówi o tym co jest w życiu najważniejsze. Pokazuje że choroba może odbudować więzi rodzinne. Ale czy powinniśmy czekać aż ktoś umiera żeby się do niego zbliżyć...
Dobre pytanie. Albo gdy sami zachorowalibyśmy na nieuleczalną chorobę czy powinniśmy cieszyć się życiem do końca? Mam kolegę chorego na zanik mięśni. Ma 42 lata. już nie włada rękoma, nogami. Rozmawia, ale oddycha przez respirator. Korzysta z internetu za pomocą specjalnej czapki z nadajnikiem, jeździ z rodzicami na turnusy rehabilitacyjne. Nie poddaje się, humor mu na ogół dopisuje i cieszy się życiem.
Przewrotnie powiem, że nie porusza problemu eutanazji, a problemu życia ;-) Zapewne smutny, choć dla mnie raczej to film budujący. Może to patologiczne ale wolałbym chyba (skąd człowiek ma to w sumie wiedzieć) odchodzić tak niż w wypadku, bez pożegnania. Na pewno film chociaż odważny i pewnie subiektywnie przechylony w stronę wolności do odebrania sobie życia to nie popada w tandetność, nadmierną jednostronność itp.
Dla mnie wartość filmu polega na tym, że wniósł ciekawą perspektywę i materiał do przemyśleń w temacie mojego poglądu na starzenie się i śmierć. Kolejny klocek do tego by być na to wszystko łatwiej przygotowanym (na ile się da).
Dlatego polecam obejrzeć.