Powolne budowanie akcji służy serialowi, jest szansa, że wszystko będzie nakreślone lepiej, niż w ostatnich sezonach. Klimat, mimo wyższych sfer, zachowany, także z tej strony jest obiecująco.
Gorzej, jeśli chodzi o potencjalnych antagonistów. McCavern i jego Billy Boys nie przekonują kompletnie (gdzie ten szkocki akcent!?), natomiast z Mosleyem problem jest taki, że raczej możemy zakładać jak potoczą się jego losy, zważając na rys historyczny (wątpię, aby serial zakrzywiał rzeczywistość w stylu Tarantino). Sama postać natomiast świetnie grana i ciekawa.
Warto jeszcze wspomnieć o reżyserze całego piątego sezonu. Anthony Byrne w ciekawy, nieznany dotąd serialowi, sposób bawi się ujęciami, momentami tworząc wręcz teatralne dzieło. Osobiście doceniam i jestem na tak.